niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 3 > + 18 <

Rozdział zawiera scenę dla osób pełnoletnich, ale ty na pewno jesteś gimbusem, bądz w zboczonym wieku i olejesz moje ostrzeżenie.

Rozdział 3
* Rocky *
   Minęły już dwa dni od świąt, tydzień od wyjścia Asil ze szpitala i trzy miesiące od kiedy zaczęliśmy chodzić. Siedzieliśmy w moim pokoju, ja grałem na Xbox'ie a brunetka czytała książkę, którą dostała pod choinkę. Popatrzyłem się na nią, na jej skąpą piżamę. Nie pierwszy raz chciałem już z nią to zrobić. Pomyślałem, że już czas, na sto procent! Wyłączyłem konsole i wróciłem na łóżko.
- Nie grasz? - zapytała podnosząc wzrok z nad książki.
- Wiesz jakoś nie mam ochoty...za to... - przysunąłem się do niej. 
- Za to? - zapytała przygryzając dolną wargę i odkładając książkę. 
- Za to pomyślałem, że możemy no wiesz...pokazać jak się kochamy? - mówiłem szeptem. Przytaknęła ruchem głowy, z lekka nie pewnym. 
   Zacząłem ją całować, a ona to odwzajemniała, każdy pocałunek, to było niesamowite. Powoli przechodziłem z pocałunkami niżej, na szyję. Słyszałem bardzo, bardzo cichutkie jęki z jej strony. Spodobało mi się to. Jednym ruchem zdarłem z niej koszulkę. Asil zawszę była skromna i nie pokazywała zbyt biustu, ale szczerze to niektóre mogły tylko pozazdrościć. Ona tym samym rozpięła moją koszulę i rzuciła na podłogę.
- Chcesz tego? - zapytałem już naprawdę podniecony.
- Jak niczego innego! - pocałowała mnie. 
* Narrator *
   Brunetka rozpięła rozporek chłopaka, i podniecającym stylem szybko się ich pozbyła. Brunet opadł na łóżkom wbij głowę w poduszkę, czując, że dziewczyna ściąga mu również bokserki w serki. 
- Asil a możEEEEEE! - krzyknął i znów podał, gdyż poczuł, że dziewczyną zaczęła bawić się jego koleżką. 
Jej ręka jeździła w górę, doł, górę, dół, powodując u chłopaka uniesienie.  Po zabawię wzięła go do ust, i tak samo jak z ręką zaczęła sprawiać mu przyjemność. Rocky złapał ją za rękę, dając do zrozumienia, że już czas na niego. Położył ukochaną na łóżku i podobnie jak ona, zdjął jej spodenki, po czym majtki. Dziewczyna mu pomogła zdejmując biustonosz i rzucając na kupkę ubrań. Chłopak zaczął ją namiętnie całować, nie chciał marnować tej chwili. Powoli rozłożył jej nogi, dziewczyna poczuła jak w nią powoli wchodzi. Cicho jęknęła gdy poczuła ból, zrozumiała, że teraz, w tym momencie, naprawdę została rozdziewiczona. Brunet na chwilę przestał nie wiedząc co się stało. 
- Twój pierwszy raz? - zapytał.
- Tak...Rockyy...szybciej. - uśmiechnęła się.
Brunet jej posłuchał i zaczął rytmicznie i szaleńczo szybko w nią wchodzić i wychodzić. Oboje zaczęli jęczeć, próbując zagłuszyć to pocałunkami. Po chwili zmienili pozycje, teraz to dziewczyna usiadła na chłopaku, wbijając się na jego członka. Zaczęła szybko się poruszać, chłopak nie wytrzymał, dostał nagłego orgazmu, a dziewczyna pozwalając mu się uwolnić, poczuła jak wszystko się w niej rozpływa. Bawili się tak jeszcze przez długie trzydzieści minut. Po udanym pierwszym razie, para położyła się na plecach, wyrównywała oddechy. 
- Wiesz, że Cię kocham...wiesz co nie? - zapytała Asil.
- Mam nadzieje. Też Cię kocham. - uśmiechnął się do siebie po czym oboje zasnęli. 
* Ross * 
   Wiecie jak jest cholernie trudno pisać piosenkę, gdy ktoś się zabawia w pokoju obok? Odpowiem, że bardzo trudno!  Najgorsze było to, że to ja się za nich wstydziłem, że Jo musi słuchać mojego brata kochającego się z jakąś dziewczyną. Zmieńmy temat plz. Święta były na maksa udane! Moja rodzina przyjęła ciepło Jo, nie wiem dlaczego ale jakoś dziwnie czuję się w jej towarzystwie. Ale ona chyba mi się ie podoba, co nie?!
~~~~~~~~~~
Wiem, rozdział miał być w sobotę, ale wczoraj byłam cały dzień poza domem i tak wyszło :((
Za to macie rozdział + 18 ahahaha
Wgl. wiem, że krótki ale nie miałam weny ;// 
No dobrze to zapraszam do komentowania :D 
Widzimy się za tydzień, w sobotę :3 
Szakalaka


środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 2

* Ross *
   Stałem obok Rydel i Jo, byłem zamurowany. Z badań wynika, że Asil została 
  1.  Pobita 
  2. Zgwałcona
  3. Wstrzyknięto jej jakieś narkotyki. 
Najgorsze jest to, że lekarze nie są pewni czy aby na pewno narkotyki, które wykryli w jej organizmie zostały dam wstrzyknięte wbrew jej woli.
- To niemożliwe! Przecież ona nie jest narkomanką! - załamywał się Rocky.
- Bez przesady! Na pewno nie wiesz o niej wszystkiego. Nigdy nic nie wiadomo... - odpowiedziała mu Jo.
- W ogóle kim ty jesteś?! Weź się nie odzywaj! - zaatakował ją brunet .
- Ej! Nie pozwalaj sobie, co? - zacząłem bronić nową przyjaciółkę.
- Wiesz co Rocky? Masz racje! To twoja dziewczyna, a moja tylko przyjaciółka. Więc co ja tu jeszcze robię. - założyła okulary na nos i wyszła ze szpitala. Zabiłem brata wzrokiem.
- Nie ogarniam jak możesz być taki chamski! Ok rozumiem, że twoja ukochana leży tam se teraz, ale nie musisz być dla każdego wredny. - odpowiedziałem mu i wybiegłem ze szpitala.
   Było południe, strasznie gorąco, a mi się chciało jeść. Wsiadłem na motor i ruszyłem w stronę domu. Po drodze spotkałem brunetkę.
- Podwieźć panią? - zapytałem.
- Spacer chyba dobrze mi zrobi...
- No weź. Proszę... - widziałem, że obczaja mój motor.
- No dobra. - po drodze zdobyłem chociaż jej numer.
   Jej dom był dość wielki jak na taką przeciętną dziewczynę. Był zbudowany z białej cegły a na górze był balkon, który trzymały dwie eleganckie kolumny.  Ogród pokrywała świeża, zielona i równo skoszona trawa na której bawił się ich pies, był sam w sobie elegancki.
- Może wejdziesz do środka? - zaproponowała .
- Nie wiem, w sumie nic nie jadłem...
- No właśnie... - złapała mnie za bluzkę, co mi się w sumie podobało i zaprowadziła do domu.
Jednak po wejściu totalnie się zagubiłem. Z zewnątrz dom wygląda na totalnie elegancki a w środku jakby mieszkała tutaj rodzina z Południa.
- Co ty robisz? - zapytała podając mi kanapki, sok i jakieś owoce.
- Zdjęcie twojego domu?
- Boże Ross...ty i te twoje hobby... - odparła sprawiając na mej twarzy uśmiech.
- Tsaa...by the way co robisz na święta?
- Święta? Pewnie spędzę je z moją rodzinką a co?
- A nic tak pytam...masz już dla mnie prezent??
- Ross...znam cie tylko 2 godziny. - zaśmiała się.
- No ale myślałem, że oddasz mi swoje ciuchy bym w nocy jedną ręką je trzymał a drugą myślał o tobie...
- Jesteś straszny! - zaśmiała się i rzuciła we mnie bananem.
- Wiem! - wstałem a ona zaczęła uciekać. Zaczęliśmy się szarpać, że w końcu staneliśmy twarzą w twarz i mogło coś się wydarzyć ale nie.
- Tata?! - krzyknęła dziewczyna widząc napitego mężczyznę w progu.
* Rocky *
   Siedziałem już od dobrej godziny przy łóżku Asil. Tak chciałem żeby się obudziła! Miałem już wizję przyszłych świąt.
- Rocky chyba już czas żebyśmy wrócili do domu... - szepnęła mi Rydel do ucha powodując lekki dreszcz na karku.
- Nie...wy jeździe, jeszcze tu zostanę.
- No dobrze. Będziemy czekać do kolacji, jak cię nie będzie to wjedziemy tu i będziemy wyciągać cię siłą. - podała mi sałatkę z baru szpitalnego i poszła do rodzeństwa.
- O Asil obudź się, proszę.
* 3 h później. *
- Proszę pana...proszę pana! - krzyczała pielęgniarka.
- Cyyy... co jest? - spytałem zdezorientowany. No tak! Głupi zanąłem.
- Musi pan wyjść.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Pacjentka się obudziła.
- Co?! - wstałem wręcz natychmiast i zobaczyłem moją słabą ukochaną. Wygonili mnie.
#Rozmowa #Telefoniczna
- Rydel! Rydel ona się obudziła!
- Serio!? Boże Rocky to super! Ale wróć już do domu...
- Jak to? Mam ją teraz zostawić?
- Przykro mi. Rocky już czas.
- Dobrze będę za 15 minut.
- Ok! - rozłączyłem się i przekazałem lekarzowi by przekazał Asil, że będę rano.
* Ross *
   Przyglądałem się całej sytuacji. Najbardziej zastanawiało mnie czy jej ojciec jest alkoholikiem czy zdarzyło się to pierwszy raz. Bardziej bym obstawiał to drugie patrząc na dom. Brunetka podbiegła do ojca, jej niebieskie oczy zaszły łzami, chyba wstydu.
- Tato...tato wstań... proszę. - trzymała go za rękę.
- Kto to kurwa jest?! - naskoczył na nią. - Kto to jest, że się z nim liżesz?!
- Nic takiego nie robiłam!
- Jak już masz kłamać to się kurwa zamknij! - dał jej w twarz. Chciałem lecz nie mogłem się wycofać. Nie zostawię jej tak. - Ty blondaś! Co się do mojej córki przystawiasz?!
- Nie przystawiam się do pana córki... powinien pan panować nad agresją.
- Co?! - uderzył mnie z pięści w nos, o wiele mocniej niż niebieskooką. - Chcesz jeszcze coś dodać?!
- Nie, chyba nie. - wyszedłem na tchórza. Po tych słowach wyrzucił mnie z domu, dosłownie. Z nosa ciekła mi krew. Oby nie był złamany, bo jak to będzie wyglądać na święta? Albo jeszcze gorzej jak prasa zacznie pisać, że niby się z kimś pobiłem.
* Święta *
- Mamooo, mamo co dostałem? Mamoo powiedz! - męczył Ryland mame.
- Kochanie, dowiesz się wieczorem.
- Ale...
- Żadnego ale! Synku masz już 18 - naście lat. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że to niespodzianka?
- No nie...- wrócił do pokoju.
   Był 24 grudnia, jeszcze 5 dni do moich urodzin. Mój nos okazał się lekko zbity i już wyglądał całkiem spoko, Rydel musiałem się tłumaczyć, że upadłem. Pomagałem mamie ułożyć do stołu wszystko co potrzebne. Riker był z tatą w sklepie i kupowali rzeczy na choinkę, Ratliff te święta spędza ze swoją rodziną, Rocky i Asil się obściskują a górze, Ryland gra w lola a ja? Ja forever alon. Usłyszałem jak ktoś dzwoni do drzwi.
- Otworzę! - krzyknąłem do mamy. - Jo?
- Hej Ross...- opuściła wzrok.
- Cześć, co tu robisz?
- A tak se chodzę i pomyślałam, że wręczę ci prezent na święta...
- Aww dzięki, serio! - podała mi a ja odłożyłem pod choinkę. - Może wpadniesz, no chyba że się spieszysz do domu.
- Nie mogę wrócić do domu...
- Dlaczego? - zapytałem i zobaczyłem walizkę za jej plecami. - Boże co się stało?
- Ojciec mnie wyrzucił, powiedział, że jestem najgorsza z rodzeństwa i, że mam się nie pokazywać mu na oczy.
- Rozumiem. - Zgarnąłem ją ręką  i weszliśmy do domu. Przedstawiłem ją mamie, tłumacząc, że spędzi z nami święta.
$$$$$$$$$$$$$$$$$
Siema mordy! XD 
Dziś jest 24 grudnia, czyli środa. 
Oto z tego miejsca chce życzyć wam szczęśliwych i wesołych świąt, szampańskiego sylwka oraz zajebistego nowego roku! 
Rozdziały będą dodawane co tydzień, w każdą sobotę. Dziś jest wyjątek bo są święta, a to oznacza, że w sob. też będzie rozdział i to oznacza, że 2 roz. w 1 tyg. !! XDD 
Mam nadzieje, że rozdział się podobał i 
komentarz = next 
Dziękuje za wszystkie miłe komentarze pod ostatnim postem! Naprawdę motywowały! 
Wesołych świąt.
Szakalaka.  

wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 1

   * Rydel *
   Nie wiem co robić! Jak to możliwe, że Asil ( czyt. Osil )  jest w szpitalu! Co jej się mogło wydarzyć...ktokolwiek jej coś zrobił, przyrzekam sobie, że go znajdę i własnymi rękami uduszę! Siedząc na krześle w korytarzu poczułam wibracje w telefonie. Dzwonił Riker.
- Rydel! Rydel, gdzie jesteś!? - zapytał od razu po odebraniu.
- Jestem w szpitalu...- zaczęłam.
- SZPITALU?!  Cholera, jak to w szpitalu?! 
- Znaczy nie ja...tylko Asil. - dodałam.
- Co?! Co jej się stało? - zapytał. Wiem, że był przerażony. W końcu to dziewczyna jego brata. Ohh biedny Rocky.
- Sama nie wiem! Zadzwoniła do mnie jej mama gdzieś o 7 rano i przyjechałam. Czekam na korytarzu.
- Zaraz tam będziemy! 
- Riker, nie przesadzaj...Riker? Riker! - rozłączył. 
* Riker *
   Odłożyłem mojego Iphon'a na blat i się o niego oparłem. Byłem w totalnej rozsypce...nie wiem co robić. Mogę powiedzieć chłopakom, że muszę wyjść, ale z drugiej strony Asil to dziewczyna Rockiego więc on chyba, a nawet raczej...nie, on MUSI wiedzieć. 
- Chłopaki...jest taka sytuacja, że... - zacząłem. - Musimy jechać do szpitala. 
- Co? Coś z Rydel?? - zamartwił się Ross. Nie dziwie się, w końcu to on jest z nią najbliżej.
- Nie, nie! Chodzi o Asil... Rocky? O wszystkim się dowiemy na mie...- nie dokończyłem. Jedyne co zdążyłem zobaczyć to to, że Rocky wsiadł w moje auto i odjechał. 
- Spoko jeest... - odparł wyluzowany Ross. - Wbijamy do szpitala na motorze. - puścił do mnie oko.
- Ej, stary! No homo! - Ross odpowiedział śmiechem i pojechaliśmy.
    W szpitalu spotkaliśmy już Rydel i Rockiego. Rydel nas przywitała i usiedliśmy na wolnych krzesłach.
- W ogóle  co tak długo? - zapytała siostra.
- A to ciekawa historia...
- Riker... - wtrącił Ross.
- A bo jak Ross prowadził to jechaliśmy z taką prędkością, że...
- Riker. - znów Ross.
- Że gołąb walnął mnie w twarz. - skończyłem.
- Moja wina? - i znów Ross.
- A i jeszcze potrącił kota.
- Moja wina?!
- I jakąś babcie...
- Ej! Sama się pchała z tym wózkiem pod koła! - zaczął się bronić.
- Babcia jak babcia. Strzel z pistoletu w górę to zobaczysz jak zacznie zapierdalać...- dodał Rocky. Bądź co bądź trzymało go poczucie humoru.
- Rocky to jest szpital...nie mów tu taki słó - odepchnął Ross'a i biedny nie dał rady skończyć. Wszyscy ożywili się na widok lekarza.
- Proszę lekarza co z nią!? - zapytał Rocky.
- A kim Pan jest, dla informacji?
- Yyy no tym...mężem. - musiał skłamać. Osobą poza rodziną lekarz nic nie zdradzi.
- No dobrze. Przejdźmy do gabinetu. - i poszli.
* Ross *
   Bosz...oni se tu gadu, gadu a ja chce do kibla! Nie zdążyłem w domu, a nie wiem gdzie tu jest kibel...
- Ej idę się wylać... - szepnąłem do Rikera.
- Stary...po co mi o tym mówisz?
- A co jak mnie złapią terroryści? Będziesz wiedział gdzie przebywałem ostatnio! - puściłem mu oko i jak Boss Bossów odszedłem.
  Idź do szpitalnej toalety, mówili. Będzie fajnie, mówili. A ja za to jak ostatni debil zgubiłem się w korytarzach ;_; . W końcu trafiłem do jakiejś, wszedłem i od razu pisnąłem...jak dziewczynka.
- Co ty tu robisz...? - zapytałem pewną dziewczynę.
- Eee, poprawiam się? W dodatku co ty tu robisz? To dziewczęca toaleta...
- Serio...nie zauważyłem XD . A tak propo jestem Ross. - podałem jej rękę.
- Jestem Jo. - odpowiedziała i uściskała mi dłoń. - Ty to ten Austin Moon, a twoja dziewczyna to Laura Marano, tak?
- Ygh...tak jestem Austinem ale nie, nie chodzę z Laurą...tooo tylko koleżanka.
- Jasne...- uśmiechnęła się. Miała bardzo białe zęby, raczej wybielane, ale za to ładne. - Co Cię tu sprowadza?
- Dziewczyna mojego brata miała wypadek...
- Serio? Moja koleżanka, dziewczyna mojego kolegi też miała wypadek. Nazywa się Asil.
- Czekaj, co?! To dziewczyna mojego brata! - byłem zaskoczony, ale ten świat jest mały :')
- To chodź tam! - wzięła mnie za rękę i już mieliśmy wyjść.
- Czekaj!
- Co?
- Muszę iść siku XD - odparłem i poszedłem do jakiejś kabiny.
- Ross...
- Nom?
- To dalej damska.
- Dobra już. Kij z tym, przynajmniej tu ładnie pachnie. - odparłem i zabrałem się do...no ten no.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam! Jest 1 rozdział. Nie jest on długi, ale nie jest też krótki XD 
Mam nadzieje, że chociaż trochę był zabawny na czym mi szczerze zależało. 
Komentujcie, czytajcie itp. itp. ;-; 
Szakalaka B)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Prolog

   Była zimna noc w kanałach Nowego Jorku. Brązowo oka stała przed dwójką chłopaków i rozmawiali o rzeczach,o których raczej nikt nie powinien wiedzieć. 
- Dobra...sprzedam wam cztery działki za tysiaka...- szepnęła.
- Tysiaka?! Cztery? Żart! - odpowiedział jeden.
- Żart?! Wiesz jak trudno je zdobyć? Ale jak chcesz, nie to nie... - wycofywała się. 
- Dobra stój! - krzyknął drugi, bardziej wysoki chłopak. - Bierzemy. Nie ma co się targować.
- No i prawidłowo. - odparła i podeszła. Wyjęła cztery saszetki narkotyków i podała chłopakom za co otrzymała przyzwoitą sumę. 
- I nikomu ani słowa! Trzymaj się. - odpowiedział wyższy i rozeszli się w swoje strony. 
   Dziewczyna wyszła z kanałów i wróciła na ulicę. Szła chodnikiem ale musiała uważać bo było około 1:00 w nocy i mogli ją zgarnąć nie wiadomo gdzie. Jednak czuła czyjąś obecność...po 10 metrach zorientowała się, że idzie za nią dwójka mężczyzn. " Nie panikuj...zachowuj spokój. Nie biegnij ... " Mówiła do siebie. W pewnym momencie skręciła w drugą ulicę i pobiegła sprintem do domu jej kolegi gdzie nie było żadnych dorosłych...jedynie Marihuana.
- Co tam kotku? Przyszłaś się zabawić?? - powiedział tonem pedofila. Jak zwykle był na haju. 
- Nie, odwal się. Szli za mną jacyś goście...nie wiem co robić. - spojrzała przez roletę. Stali przy jakimś bloku. Czekają. 
- No to zostań tu może...? - przybliżył się ale dziewczyna zrobiła unik. Wolała być teraz gdzie indziej...przeszła szybko do kuchni i wyszła tylnymi drzwiami. 
   Dziewczyna znalazła się na boisku, który był dla mieszkańców bloków. Była przekonana, że jej nie widzą i nie zobaczyli. Przebiegła do tunelu i wybiegła prosto na ulicę. Chciała wrócić do domu, bardzo chciała. Jedynym wyjściem było biec na autostradę. Skręciła w małą, nie oświetloną alejkę. Poruszała się szybko ale cicho. W oddali widziała światła aut i lamp, obudziła się w niej nadzieja. W końcu znalazła się na autostradzie i zatrzymało się przed nią auto. Auto jej przyjaciela. Popatrzyła na niego...jednak coś tu nie grało...
Zero uśmiechu. Zero pomocy. 
~ Dzień później ~
- Ross...zawołaj resztę  na śniadanie. - powiedział Riker stojąc przy kuchence. 
- Okey... - pobiegł schodami na górę. Przyszedł Ell i Rocky. - Riker!! 
- Co?! - odkrzyknął do brata. 
- Nie ma Rydel... - odpowiedział przestraszony.
~~~~~~~~~~~~
Tak więc to jest mój blog.
Nowy blog. 
Jest on oczywiście o R5 XD 
No bo o czym innym ;_; 
To był prolog i zapraszam do wypowiedzenia swojej opinii w komentarzu ;) 
Który bardzo motywuje, a inni twórcy bloga wiedzą o co mi chodzi xD
Wygląd jest jaki jest ale postaram się żeby był ładniejszy. 
Póki co zapraszam do czytania i komentowania. 
Pozdr. Szakalaka B)